Wyszukaj zwierzaka
Data: październik, 23rd, 2019

[Psy z interwencji] Historia Lili [2015]

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

[Psy z interwencji]
WoloMarta: Historia Lili ­ suni Nr 73 w typie rasy Cavalier
Lili poznałam 29 stycznia 2015r. Była pierwszym psem, którego trzymałam tam na rękach. Kiedy ją zobaczyłam, taką malutką, przerażoną, siedzącą na kratach nad górą śmierdzących odchodów z miską wypełnioną cuchnąca breją, wszystko się we mnie zagotowało. Lili do swojej klatki miała doczepioną „budę” kilka zbitych desek i ani grama słomy. To coś nie było w stanie ochronić jej przed zimnem. Sunia była tak przerażona, że nie sposób było jej wyjąć. Lili nie reagowała na smaczki – jak się potem okazało, większość psów nie potrafiła jeść stałych pokarmów, niektóre cały czas mają problem z jedzeniem suchej karmy­ nie było innego wyjścia, musiałam po nią „wejść”.
Kiedy już ją wyjęłam, jej delikatne, kruche ciałko wtuliło się we mnie. Trzymałam na rękach przerażonego, zaniedbanego psiaka, który mimo młodego wieku był już zniszczony psychicznie. Obejrzeliśmy ją dokładnie ale to co zapamiętałam najbardziej –oprócz innych rażących zaniedbań,­ to paskudna rana na jej grzbiecie.
Cały czas obok nas stał jej „właściciel”.
Puste spojrzenie, twarz bez jakichkolwiek emocji. Stał i się przyglądał. Dla niego nie trzymałam na rękach żywego stworzenia potrzebującego pomocy . On na moich rękach widział maszynkę do robienia pieniędzy, gwarantującą mu dostatnie, wygodne życie. Maszynkę, którą mógł stracić…
Po zrobieniu zdjęcia i obejrzeniu w jakim jest stanie, Lili musiała wrócić do klatki. Wciąż czekały inne psiaki, a czasu nie mieliśmy wiele. Obiecałam jej, że bez względu na wszystko co się stanie nie zostawię jej tutaj. Po zliczeniu wszystkich psów i przebadaniu przez  weterynarz, Lili była pierwszym psem, którego wsadziłam w kontener i zaniosłam do swojego samochodu.
Po przyjeździe do Schroniska, Lili wraz z innymi uratowanymi maluchami została umieszczona w ogrzewanym budynku.
Niestety w przeciwieństwie do swoich towarzyszy przez dłuższy czas nie chciała wyjść z kontenerka . Namawiałam, zachęcałam, ale nie nalegałam.
Przed wyjazdem ze Schroniska, jeszcze raz zajrzałam do Lili… Była godzina 23.
To co zobaczyłam sprawiło, że miałam łzy w oczach.
Lili siedziała na posłanku a na mój widok podbiegła merdając ogonkiem, a to wszystko zaledwie po kilku godzinach i odrobinie uczucia jakie przez ten czas ode mnie dostała…

Lili od początku wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród osób starających się o adopcje.
Malutka, śliczna – pies idealny. Niestety prawie nikt nie pytał o jej stan psychiczny, o to czego Lili potrzebuje. Mimo to czuliśmy, że jej pobyt w Schronisku nie będzie trwał długo. W niedzielę 8
lutego po raz kolejny trzymałam Lili na rękach, przytulałam, całowałam i miałam łzy w oczach.
Tym razem nie były to jednak łzy wynikające z bezsilności i żalu. Ty razem były to łzy szczęścia bo Lili jechała do swojego domu. Pierwszego, prawdziwego, kochającego domu.

Historię Lili chciałabym zadedykować wszystkim tym, którzy zarzucają nam złe procedury adopcyjne oraz to, że wolimy aby psy gniły w schronisku niż znajdywały domy. Nikomu, ale to
nikomu nie zależy bardziej na szczęściu tych psiaków niż Fundacji Viva, Schronisku w Korabiewicach, ludziom, którzy je z tego koszmarnego miejsca ratowali oraz ludziom, którzy od
dwóch tygodni, zarywając swoje życie prywatne i poświęcając tym psiakom każdą wolną chwilę opiekują się nimi i szukają im domów najlepszych na świecie. SKUTECZNIE ponieważ już  60 psiaków takie domy znalazło. Z faktami proszę państwa się nie dyskutuje.
Patrząc na zdjęcia Lili z nowego domu i mając w pamięci warunki w jakich żyła mam pewność, ze procedury adopcyjne wypracowane przez Schronisko w Korabiewicach są na najwyższym poziomie, a wszelki żale, hejty, pomówienia płynące od rozczarowanych ludzi, którzy nie dostali pieska tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że o co robimy jest słuszne, że wbrew temu co wypisują ludzie, ankieta adopcyjna bardzo wiele mówi o potencjalnych opiekunach.Los naszych psiaków jest w najlepszych rękach, w rękach naszej Koordynator Adopcji, która ze stoickim spokojem znosi wszelkie ataki, urągania godności, w tym wyzwiska telefoniczne i nie ugina się przed zbiorową histerią na rasowe psy.

Czytany 552 razy