Capuccino urodził się pod koniec 2008 roku. w Korabiewicach.
Wychowywał się w dużym stadzie psów, które biegały luzem przy bramie i władały całym terenem z pastwiskiem koni włącznie.
Mały Capuccino od początku rywalizował o prym wśród młodzieży z innym dużym szczeniakiem Kropkiem i już tak zostało przez kolejne 2 lata, że raz jeden raz drugi chłopak szefował całej tej grupie psów.
Capuccino żył dla 2 chwil w czasie dnia: wypuszczania, a potem sprowadzania koni do stajni.
Czekał na tę chwilę cierpliwie, a potem jak oszalały próbował złapać upatrzonego konia za nogę.
Dwukrotnie został kopnięty z czego raz bardzo poważnie i ledwo przeżył.
Niewychowany, nieokrzesany, silny i energiczny budził respekt wśród wielu osób i wszystkich psów z którymi żył i od kiedy go poznałam w styczniu 2010 roku, miał złote serce i bardzo pragnął bliskości człowieka.
Bywało to problematyczne bo Capuccino pilnował mnie przez cały czas i za wszelką cenę chciał za mną wchodzić na teren tzw. betonów gdzie panował inny silny i nieustępliwy pies Biały.
Za każdym razem drżałam przechodząc z terenu Capuccino na teren Białego, że może dojść do ich konfrontacji i za każdym razem pękało mi serce kiedy krzykiem musiałam powstrzymać Capuccino aby teraz przestał mnie pilnować i został na pastwisku.
Nigdy nie zdarzyło się tak, abym wychodząc z terenu betonów nie zastała tam czekającego Capuccino.
Nigdy poza dniem kiedy kopnięty przez konia leżał przy klatce niedźwiedzia nie dając znaków życia. Capuccino zmienił się po tym wypadku, uspokoił, częściej odłączał sie od swojej grupy i biegał gdzieś samotnie ale nadal był nieustraszonym i wiernym Przyjacielem.
Po tym wypadku ówczesny właściciel ziemi postawił mu budę przy swojej przyczepie aby mieć go na oku, a kiedy przyjeżdżał z Niemiec do schroniska, Capuccino mieszkał z nim w przyczepie.
Miało to dobre i złe strony bo „troska” właściciela terenu i niby adopcja psa, zabrała mu szansę na prawdziwy dom i przynajmniej 3 krotne zaawansowane próby wyadoptowania go.
Kiedy schronisko przejęła fundacja Viva dla Capuccino wszystko się zmieniło. Skończył się okres samowolnych wycieczek na wieś, bieganie za końmi, często toczone walki z psami, po których wyglądał tragicznie, czasy kiedy sam dbał o swój posiłek, kiedy nikt z obsługi nie zauważał że zniknął na kilka dni i nikomu nie zależało na jego życiu i zdrowiu.
Teraz Capuccino ma zapewnioną opiekę, posiłki, spacery i całą obsługę tyle, że utracił coś co było dla niego bardzo ważne: wolność!
I nie chodzi już teraz o możliwość biegania gdzie oczy poniosą ale chodzenia tam gdzie człowiek, poza schronisko i razem z nim.
Capuccino bywa smutny bywa depresyjny, a potem wystarcza weekend i towarzystwo ludzi aby znów promieniał i cieszył się jak szczeniak z każdego okazanego mu rodzaju zainteresowania.
To naprawdę wyjątkowy pies i przyjaciel, który bez wahania stanie w obronie swojego człowieka. Jest nadal silny i potrzebuje ruchu i kontaktu z człowiekiem.
Zawsze dbał o siebie sam dlatego do dziś jeśli nie stawia mu się jasno granic próbuje przewodzić.
Wystarcza jednak pokazanie mu, że nie ma takiej potrzeby i to my się wszystkim zajmiemy aby radosny przyjął to do wiadomości i jakby z ulgą cieszył się już tylko naszą obecnością. Capuccino nie lubi weterynarzy.
Bardzo. Dlatego należałoby mu, zawsze przed wizytą wkładać kaganiec i ot cały problem z głowy.
Bardzo, bardzo zasługuje na to aby teraz to człowiek zajął się nim i w końcu odwzajemnił niezmierzone pokłady miłości,
jakie Capuccino od urodzenia nosi w swym psim, wielkim sercu.