Historia: Piątek, godzina 16, telefon do biura fundacji – 15 kilometrów od Schroniska w Korabiewicach błąka się pies.
Pan, który go namierzył nie chce dzwonić do straży gminnej bo wie gdzie wywożą psy i wie też, że nie jest to dobre miejsce.
Sam ma dwa psy przygarnięte rok temu w wakacje, nie może zająć się trzecim.
Nakarmił go i napoił, ale na stałe przyjąć nie może, choć jak mówi „to bardzo fajny pies”. Prosi o pomoc.
Podejmujemy decyzję – odłowimy, zaopiekujemy się.
Pracownica schroniska jedzie we wskazane miejsce i jej oczom ukazuje się nędzny obraz.
Około 3 letni pies (ur. ok. 2013 roku) w typie jamnika ma wystające wszystkie kości. Można się na nim anatomii uczyć.
Pojawił się we wsi dzień wcześniej. Nikt go nie kojarzy. Ludzie twierdzą, że wyrzucony.
W tej chwili pies przebywa w Schronisku dla zwierząt w Korabiewicach.
Jest na kwarantannie, chipa brak, adresatki brak, obroży brak. Czyżby kolejny pies przeszkadzający w rodzinnych wakacjach?