wyszukaj zwierzaka
    • Psy
    • Koty
    • Konie
    • Lisy
    • Świnie
    • Kozy
    • Owce
    • Krowy
    • Inne
    • Odeszły
    • Nowe w schronisku
    • Adoptowane
    • W domu tymczasowym
    • Do 10 kg
    • 10-14 kg
    • 15-24 kg
    • 25-44 kg
    • 45 kg i więcej
Data: październik, 21st, 2019

P jak potencjał – schronisko może być inne

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Chcę Wam pokazać moją przystań, moje natchnienie. Chcę pokazać miejsce wyjątkowe – dom zwierząt i ludzi. Jestem zaszczycona, będąc częścią korabiewickiej historii.

Pierwsza wizyta w Schronisku – odkupienie

Do schroniska w Korabiewicach przyjechałam pierwszy raz we wrześniu 2012 roku. W sobotę, z samego rana, wraz z Pauliną i Kasią wyruszyłyśmy z Warszawy. Podróż zajęła nam około godziny. Ucieszyło nas niskie spalanie na trasie. Po drodze w Mszczonowie odkryłyśmy rewelacyjną piekarnię. Do dziś wpadamy tam co sobotę zaopatrzyć się w prowiant.

Pamiętam te emocje. Wielkie wow! Ileż przestrzeni! Jakie wielkie boksy dla psów, bez ścisku, z trawą, najwyżej po trzy psy w boksie, choć z reguły tylko po dwa. A psy ładne, w większości takie regularne – bez dramatu, bez śladów walk, pogryzień, czyste, błyszcząca sierść. Ale jak to, w schronisku? To jest możliwe?

Miałam porównanie do warunków innego podwarszawskiego schroniska, zresztą niejednego.
Zapytałyśmy Gosi, która nas wprowadzała, co mamy robić. Nie chciałyśmy wychodzić na spacery z psami, bo miałyśmy pewność, że w tym momencie jest coś ważniejszego do zrobienia. Gosia zapytała, czy będzie w porządku, jeśli posprzątamy kupy w boksach na tzw. górkach, ponieważ jest mało rąk do pracy. Byłyśmy nastawione na każdego rodzaju pomoc. Zaczęłyśmy.
Trawa nie pomagała. A boksy tak wielkie, że „odkupienie” przypominało trochę szukanie trufli… Żart. Gosia towarzyszyła nam przez jakiś czas, ale potem musiała zająć się adopcjami. Przyszedł nam pomóc Rafał, opiekun stajni oraz schroniskowa złota rączka. Zadawałyśmy wiele pytań: o historię (znałyśmy temat przeszłości Korabiewic wyłącznie z TV, internetu), jak to działa teraz, czego potrzeba, co się dzieje z byłą kierowniczą Magdą. Słuchałam z niedowierzaniem.
Rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że ludzie, którzy gromadzą zbyt dużo zwierząt, w pewnym momencie bardzo się gubią. Tyle już w historii było kobiet, które chciały dobrze, ale przerosło je życie. Problem jednak jest taki, że tego typu ludzie nie akceptują pomocy z zewnątrz, zamykają się, czują, że ich wizja jest jedyną właściwą, a otoczenie traktują jak wrogów numer jeden. Brak chęci dialogu. I zawsze cierpią na tym zwierzęta. Nazywam to zwierzęcym mesjanizmem. Niestety, takie zachowanie nadal jest widoczne w postaci przebywającej na terenie schroniska Magdaleny Sz. Jakież było moje zdziwienie, gdy Rafał powiedział, że ona tu nadal mieszka i będzie mieszkać. Wiedziałam już wtedy, że to nie wróży nic dobrego. Ale to jest inny wątek.
Cały swój pierwszy dzień spędziłyśmy na sprzątaniu, a zdołałyśmy posprzątać tylko jeden pas. Miałyśmy niedosyt, że mogłyśmy więcej.
Podczas pierwszej wizyty zrobiłam tylko kilka zdjęć, w tym pamiętne zdjęcie Kasi i Pepy. Kiedy wywoływałam zdjęcie, wiedziałam już, że wrócę. I że mogę pomóc nie tylko sprzątaniem.

Wróciłam z innymi

I wróciłam, z nowymi pomysłami, z nowymi ludźmi, kolejnymi wolontariuszami. Nie było trudno ich przekonać. Powiedziałam, że warto pojechać choć raz, aby zobaczyć na własne oczy, że może być inaczej, że schronisko dla zwierząt nie musi być miejscem zwierzęcego dramatu, podłym, obskurnym. Że pracownicy mogą być życzliwi, kompetentni, ba, z wyższym wykształceniem, i do tego z niezwykłą pasją, zaangażowaniem, chęcią pracy przy zwierzętach i dla zwierząt.
W jedną z kolejnych sobót poznałam Agatę, obecną kierowniczkę schroniska. Tak, tu też Korabiewice mnie zadziwiły. Agata okazała się osobą młodą, do tego  normalnie z nami rozmawiała, bez napięcia,  otwarcie. Nie patrzyła na nas jak na wichrzycieli, niemiłą konieczność. Aha! Agata pracuje tak samo ciężko jak inni pracownicy czy wolontariusze. Nie tylko „zajmuje stanowisko kierownicze” i istnieje w papierach. Pamiętam kolejny obraz. Agata pracuje z szuflą w stajni, bo Rafał musiał akurat pilnie zająć się czymś innym, sama karmi i poi, bo zabrakło rąk do pracy. To wszystko było dla mnie takie niewyobrażalne.

Adopcje  – można inaczej

Potem poznawałam schronisko coraz lepiej i coraz bardziej pozytywnie mnie zadziwiało. Okazało się, że adopcje ze schroniska mają swoją własny proces, który uwzględnia wizytę przedadopcyjną. „Ale jak to? Naprawdę, nie wydajecie psów, bo akurat ktoś przyjechał i chce psa?”- znów oniemiałam. Byłam przyzwyczajona do standardu „podejdź no do płotu”. A tu, w Korabiewicach sprawdza się zainteresowanych psami, czy okażą się odpowiednimi opiekunami. Schronisko ma do tego współpracownika (wspomnianą już Gosię, która pełni tę odpowiedzialną rolę, ale też proces adopcji wspierany jest przez zaangażowanych wolontariuszy), który również zajmuje się socjalizacją psów i innymi tematami okołoadopcyjnymi. Gosia uczy też opiekunów opieki nad psem adoptowanym, doradza, rozwiązuje ewentualne problemy. Jest dla tych ludzi dostępna. Od Gosi nauczyłam się m.in., po co i jak robi się pętle ze smyczy (w skrócie: pętla pozwala na dodatkową kontrolę/bezpieczeństwo nad psem, który wymaga jeszcze nauki chodzenia na smyczy/socjalizacji).
Najpierw wydawało mi się pewnego rodzaju finansową fanaberią, że schronisko ma swojego człowieka od adopcji, ale potem zaczęłam kalkulować: sprawdzona, dobra adopcja, czyli bezpieczny pies – nie na łańcuchu, nie do zabawy, nie do innych celów, na jakie tylko człowiek potrafi wpaść, czyli mniej zwrotów psów, czyli mniej kosztów, nie trzeba po psa jechać. I nie będzie psich dramatów. A tym umęczonym korabiewickim psom naprawdę należą się dobre domy, nie można im serwować kolejnych stresów. To wszystko zaczęło mieć sens.

Weterynarz i dobra karma – kolejny korabiewicki standard

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam na własne oczy, że Agata jedzie do najbliższego weta z psem, bo coś mu się stało, to po prostu padłam z wrażenia. Nie mówiła nic w stylu: „nic mu nie będzie / trudno / nic się nie da zrobić / nie mamy weta na miejscu, to nie jedziemy, nie mamy pieniędzy”. To te psy mają zapewnioną opiekę weterynaryjną, pełną?  Można? Można!
A karmienie psów? Żadną breją z folią, bo się pracownikowi zdjąć nie chciało z mięsa, tylko suchą, zbilansowaną karmą, po której psy nie mają rozwolnieni czy innych dolegliwości. Z kolei te, które mają problemy zdrowotne, dostają karmę lepszej jakości, a te, które wymagają podawania lekarstw – dostają te lekarstwa.

Te wszystkie psy są traktowane wyjątkowo, jak swoje własne. Czy ja jestem w Polsce?

Oczywiście utrzymanie takiego standardu kosztuje i wiele ciężkiej pracy, i pieniędzy, a przede wszystkim chęci, a wiem, że to jest najczęstszy ludzki problem. Pieniądze są zbierane przez Fundację Viva, która opiekuje się placówką. Normalnie schroniska dostają pieniądze z gmin za każdego przyjętego psa. Czasem naprawdę duże pieniądze… Tu tak nie ma. Fundacja radzi sobie sama. Przeprowadza zbiórki, poszukuje sponsorów, robi różnego rodzaju akcje. Utrzymanie miesięczne placówki to około 50 000 zł. Każda złotówka jest więc oglądana dwa razy, czy oby dobrze będzie wydana. Podoba mi się taki styl.
Zapewne kiedyś schronisko otworzy się na psy „gminne”, ale jest jeszcze ogrom pracy do wykonania, aby zrobić z niego miejsce przygotowane na regularne przyjmowanie psów. Już teraz okoliczni mieszkańcy podrzucają psy przez płot. Przerzucają psy i odpowiedzialność. Tak jest zawsze najłatwiej. A te stworzenia trzeba za coś leczyć, za coś nakarmić, gdzieś umieścić.
Tak samo zwierzęta pochodzące z  interwencji Vivy będą wymagać pomocy. Wszyscy chwalą za ratowanie, ale czy chcą zadać pytanie „co dalej”? Ratowanie życia i zdrowia rzadko jest za darmo.
A czy nie życie jest najcenniejszą wartością?

Ucieczka Grety i Płomyka czyli jak Schronisko pomaga w szukaniu zaginionego psa

W grudniu 2012 z nowego domu uciekła świeżo adoptowana Greta. Kluczowym czasem dla znalezienia psa jest pierwsza doba. Na Śląsk więc, gdzie Greta została wyadoptowana, pojechało kilkoro pracowników oraz wolontariuszy Schroniska. Z resztą nie tylko raz. Akcja obejmowała poszukiwania w terenie, a także przygotowanie i rozwieszanie ulotek, kontakt z lokalnymi służbami. Powstała strona http://szukamygrety.pl, a wcześniej wydarzenie na Fcb http://www.facebook.com/events/115850411916935/.

Płomyk pojechał daleko, do nowego domu na Dolnym Śląsku w Lubaniu. Kiedy nadeszła wiadomość, że uciekł swoim nowym ludziom, pracownicy Schroniska, Agata i wolontariusze skrzyknęli się w jednej chwili. Tragiczna wiadomość przyszła w niedzielę wieczorem, w niedzielę w nocy dwa samochody z Korabiewic były już w drodze na Dolny Śląsk. Ponad 400 km! Wynajęli hotel, żeby zostać na trzy dni. Rozkleili setki ogłoszeń, jeździli, szukali, pytali.
Do dzisiaj zdarzają się telefony w sprawie Płomyka albo Grety – każda  informacja jest sprawdzana, każdy sygnał przekazujemy dalej, ciągle jest nadzieja, że Płomyk i Greta wrócą do swoich domów.
Wydawałoby się, że pies wyadoptowany to już nie problem Schroniska. Tu tak nie jest. To nie są tylko psy, to są P-syjaciele.

Wolontariusze – siła Schroniska

Na terenie Schroniska budowany jest domek dla wolontariuszy, który pozwoli zatrzymać się im na dłużej, ogrzać, odpocząć, wedle potrzeby. Będzie przygotowane pole namiotowe. Projekt jest koordynowany przez wolontariusza Jerzego. Domek powstaje z materiałów odzyskanych i z darów. Jerzemu z pewnością przydałaby się pomoc.

A wolontariusze są temu miejscu bardzo potrzebni. Pomogą w pracy, której jest cały czas dużo (a pracowników jest mało i zajmują się głównie bieżącymi sprawami, jest to dla mnie zrozumiałe – nie trzeba generować kosztów dodatkowego zatrudnienia). Wyprowadzą psy na spacer, aby nie tkwiły cały czas w boksach, będą socjalizować dzikusy, aby szybciej mogły iść do adopcji. Liczę na większe zainteresowanie miejscem przez rodziców z dziećmi, jako alternatywę na ciekawy sposób spędzania czasu wspólnego. Przez takie wizyty dzieci i młodzież mogą uczyć się szacunku do zwierząt, odnajdywać w sobie nowe zainteresowania, poznawać nowych ludzi w różnym wieku, z różnych środowisk.
Im więcej ludzi odwiedzi to Schronisko, tym więcej zobaczy, że może być inaczej. A kwestia opieki i losu zwierząt zależy wyłącznie od ludzi. Właściwych ludzi. Którzy są dla zwierząt, a nie dla siebie, którzy nie widzą zwierząt jako przedmiotu, a podmiotu swojej pracy, a więc nie pracują dla nich z powodu pieniędzy.

Chcecie wiedzieć, co robię dla Schroniska? Obecnie poprzez swoją wiedzę i doświadczenie zawodowe wspieram Schronisko głównie pracą przy komputerze i na telefonie. Dzięki takim działanim można naprawdę zmieniać i poprawiać rzeczywistość. Moją pracę bezpośrednio zobaczycie na fanpage’u Schroniska. Ale ten artykuł nie jest  o mnie, jest o 3xP.

P jak potencjał

Widzę w tym miejscu ogromny potencjał. Wierzę w ludzi, którzy uratowali to miejsce, w ich pracę, zaangażowanie, miłość i szacunek, jakim darzą zwierzęta. Wiem, że należy im się wsparcie.
Oczywiście widzę, że jest wiele jeszcze również  do usprawnianiu w działaniu Schroniska, w poprawie komunikacji, w rozdzielaniu zadań. Ale wiem, że to wszystko jest  do wypracowania, ponieważ ludzie Korabiewic mają ogromną chęć słuchania i uczenia się, a to są wartości nie do przecenienia. Widzę, jak każdorazowo przeżywają historię podopiecznych, szklące się oczy po śmierci małych przyjaciół. I widzę, jak powstają i działają dalej.

Teraz twoja kolej

Podpisuję się osobiście pod apel o Wasz 1% podatku na rzecz Korabiewic. Jeśli pragniecie wesprzeć zwierzęta bezdomne, a przy tym chcecie wspierać miejsce otwarte na ludzi z zewnątrz, chcecie promować miejsce, które może wyznaczać standard opieki nad zwierzętami bezdomnymi w Polsce, które jest transparentne, to poproszę, abyście podali w zeznaniu rocznym  numer KRS 0000135274, a w cel szczegółowy wpisali „Korabiewice”.
Zawsze również możecie przekazać atrakcyjne fanty na bazarki charytatywne, ze sprzedaży których dochód zostanie przeznaczony na opłacenie długu w lecznicach, czy leczenie kolejnych pacjentów. Oczywiście zachęcam do wpłat cegiełkowych.
Innym sposobem jest również wsparcie Schroniska materiałami rzeczowymi: budowlanymi, remontowymi, karmą, lekami, latarkami, smyczami, paletami itd.
Zapraszam do odwiedzin również w imieniu tych wszystkich zwierząt różnych gatunków, które są w Schronisku w Korabiewicach i które w przyszłości mogą się pojawić. Warto przyjechać z wizytą i przekonać się, na co przeznacza się swój 1%, czy inne środki finansowe lub rzeczowe.
Jeśli szukasz Przyjaciela na całe życie, to znajdziesz go tutaj. I nie mam na myśli tylko zwierząt.

PS. Przez Korabiewice inaczej patrzę na inne schroniska. Nauczyłam się, że można inaczej. Zachęcam  Was do stawiania pytań o sytuację zwierząt w Polsce, o sytuację zwierząt w schroniskach. Nie pozostawajcie obojętni. To Wy macie głos i możecie zmieniać rzeczywistość…

Zapraszam również do lektury – Korabiewice wczoraj i dziś
Dla wszystkich Przyjaciół zwierząt dedukuję piosenkę Gotye – Bronte.

Irena Kowalczyk
Wolontariuszka
Zawodowo: od 10 lat związana z mediami internetowymi
Prywatnie: fotograf, paintballowiec, kociara
[Artykuł z 2013]

Czytany 250 razy
Ostatnio zmieniany: 21 października 2019 o 16:06