wyszukaj zwierzaka
    • Psy
    • Koty
    • Konie
    • Lisy
    • Świnie
    • Kozy
    • Owce
    • Krowy
    • Inne
    • Odeszły
    • Nowe w schronisku
    • Adoptowane
    • W domu tymczasowym
    • Do 10 kg
    • 10-14 kg
    • 15-24 kg
    • 25-44 kg
    • 45 kg i więcej
Data: październik, 23rd, 2019

Pożegnanie Robaczka – kilka słów o adopcji starszego psa [2014]

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

10 marca odszedł Robaczek – nasz dawny podopieczny, który ostatnie miesiące życia spędził we własnym domu, bezpieczny i kochany przez swoją Opiekunkę.
We wrześniu zeszłego roku zdiagnozowano u Robaczka ciężką chorobę serca, kardiomiopatię rozstrzeniową – lekarze nie dawali mu więcej niż kilka miesięcy życia.
Z pomocą pospieszył Kuba (wirtualny opiekun Robaczka) i jego rodzina – pod koniec października 2013 Robaczek zamieszkał u Mamy Kuby, p. Marzanny.
Nie mógł trafić lepiej – otoczono go troską, ciepłem i miłością – i Robaczek, który miał za sobą trudne i smutne życie, wręcz rozkwitł w swym nowym domu.
Miałam niewątpliwą przyjemność być w stałym kontakcie z p. Marzanną i nieraz zdarzało mi się zaniemówić ze wzruszenia, gdy słyszałam, w jaki sposób mówi ona o swym podopiecznym.
Nie ma słów, które są w stanie wyrazić, jak piękny gest uczyniła p. Marzanna – podarowała wspaniały dom starszemu, ciężko choremu psu, którego dni były już policzone.
Był traktowany z czułością i szacunkiem, i odwdzięczał się za wszystko w dwójnasób.
Dziękujemy, że dostał tę szansę.
W imieniu zespołu – Gosia Rogalska – koordynator adopcji.

A tu kilka słów od p. Marzeny:
„Syn i ja zostaliśmy opiekunami wirtualnymi piesków z Korabiewic, bo nie mogliśmy, ani on ani ja, wziąć ich do domu, a bardzo chcieliśmy pomóc. Po pół roku dowiedzieliśmy się, że Robaczek jest w lecznicy, właściwie terminalnie chory. Postawiliśmy na nogi nasze środowiska szukając człowieka, który chciałby się nim zaopiekować. W końcu Robaczek przyjechał do Krakowa i dołączył do naszej rodziny. Pierwsze moje spotkanie z Robaczkiem –  mizianie, całuski, merdanie ogonkiem i nadzieja… Moje serce od pierwszego spojrzenia należało do niego.

Ścisłe centrum Krakowa, kamienna pustynia, wysokie drugie piętro, jedna osoba, bardzo dużo pracująca, do opieki nad dużym, chorym na serce pieskiem ze schroniska. W domu 10-letni króliczek, którego trzeba odseparować dla bezpieczeństwa. Piesek nie umie schodzić po schodach, załatwia się w domu. Pogorszenie sercowe (zmiany, jazda samochodem, brak poczucia bezpieczeństwa).

I udało się. Robaczek przez 4,5 miesiąca miał dom. Dom, w którym kochano go całym sercem. Dom, w którym miał swojego, bez reszty oddanego mu człowieka. Ten mądry, niemłody już przecież  pies, nauczył się mnóstwa rzeczy: schodzenia po schodach, poruszania się po ruchliwej ulicy, reagowania na imię. Uwielbiał spacery. Buszowaliśmy w najbardziej podejrzanych zakątkach Plant, przy murach i okienkach piwnicznych, bo tam pachniało kotkami, z którymi bardzo chciał się bawić.

Pozwalałam mu na wszystko. Niczego nie wymuszał, niewiele chciał, wszystko przyjmował z wdzięcznością.

Miał wspaniały apetyt – lekarze zdumieni byli, ze tak dużo i chętnie je pacjent w tak ciężkim stanie. Cztery razy dziennie duże porcje, weterynaryjne i gotowane w domu, pochłaniał w ciągu kilkunastu sekund. Uwielbiałam patrzeć. A potem małe mizianko, drapanie za uszkami, na stojąco, bo stawy chore. I posłanie – grzeczne czekanie na kolejny spacerek.

Bronił swojego miejsca i człowieka. Ostrzegał obce pieski szczekaniem, żeby się nie zbliżały. Po krótkim czasie zaczął szczekać też na dzwonek domofonu i ludzi, którzy przychodzili do domu. Nauczyłam się reagować na to i uspokajać go, by serce nie przeciążało się. Dziś, gdy dzwoni domofon i nastaje cisza ….

Heroicznie radził sobie z chorobą. Dzięki pomocy pani Małgorzaty Rogalskiej z Korabiewic udało się znaleźć w Krakowie weterynarza kardiologa, który przyjeżdżał do domu z aparatem do EKG, badał i prowadził zdrowotnie Robaczka. To było ważne, bo piesek bardzo bał się jazdy samochodem – ze strachu puszczały mu zwieracze. Dla jego chorego serca ten stres był zabójczy.

Rano 10-go marca poszliśmy, jak zwykle o 6-tej, na spacerek. Od tygodnia było już bardzo źle. O 9.50 pan doktor uśpił Robaczka. W domu. Dłużej nie mógł już żyć. Mam nadzieję, że nie cierpiał.

Banały, które chciałabym teraz napisać- pustka wielka, smutek, tęsknota – wszystkie byłyby prawdziwe. Ale nie o tym chcę.

Jeżeli ktoś z Was waha się i zastanawia czy podoła opiece nad starym, być może chorym pieskiem, niech przeczyta. Mnie się nie wydawało, ja wiedziałam, że nie mogę mieć psa. I stało się tak, że był, cieszył się życiem, a ja dostałam od niego tak wiele, że choć go już nie ma tutaj, wciąż zmienia moje życie. Będę chyba musiała podjąć decyzję o zmianie miejsca zamieszkania, a dzięki Robaczkowi poczułam siłę i wiarę, że marzenia spełniają się i może będzie to jakiś mały dom z ogródkiem. Żeby móc mieć psa. Teraz wiem już na pewno, z serca, nie z poprawności czy mody – to będzie piesek ze schroniska.
W opiece nad pieskiem przez cały czas dostawałam wsparcie od syna, który w każdej wolnej od pracy chwili wsiadał w pociąg i przyjeżdżał na weekend do Krakowa. Pomagali weterynarz i zoopiekunka. Bardzo ważne było,że opieka Korabiewic nad podopiecznym nie skończyła się z chwilą rozpoczęcia adopcji – ciągle mogłam liczyć na pomoc i korzystałam z niej. Dziękuję.

Robaczku, dziękuję. Biegaj po łące za kotkami. Jestem Twoim człowiekiem.”

Czytany 217 razy